Wszystkie wiemy, że szycie to finansowa studnia bez dna. Dziś kilka słów o tym, jak nie zbankrutować kupując tkaniny.
Mój pierwszy kontakt z materiałami w ilościach hurtowych nastąpił, gdy dostaliśmy kawałki tkanin pozostałych po okolicznej, upadającej szwalni. Stąd posiadam w domu choćby absolutnie bezużyteczne płachty podgumowanego, fluorescencyjnego, pomarańczowego czegoś. Cóż… Po dziś dzień nie wiem jak to wykorzystać – mogę oddać w dobre ręce.
Pierwszym miejscem w jakim kupowałam tkaniny był oczywiście sklep zwany w zamierzchłych czasach bławatnym. Był to sklep dość specyficzny, bo skupujący belki materiałów pozostałe ze zleceń w okolicznych szwalniach. W związku z tym ceny materiałów były rozsądne, a wybór duży. Dziś sklep obejmuje 3 sale po około 30 metrów kwadratowych, szczelnie, od sufitu do podłogi, wypełnione najrozmaitszymi tkaninami od szyfonu po flausze, od firanek po flizeliny. Ceny pozostały całkiem korzystne i kiedy mam na myśli konkretny materiał, zawsze zaglądam właśnie tam. Przykładowe ceny: bawełna (w zależności od grubości) 8 – 14 zł, szyfon – ok. 15 zł, wełna/flausz – 25-40 (w zależności od grubości i składu), sztruks – 10 – 14 zł.
Od stosunkowo niedawna źródłem tkanin stały się dla mnie „szperaczki” (sh), gdzie można kupić…zasłonki. To zaskakujące, czego ludzie używają jako zasłon. Często można tam kupić piękną bawełnę lub szyfon za przysłowiową złotówkę. Tkaniny po 5-9 zł za kilogram, to istny raj dla miłośniczek niskobudżetowego szycia. Materiały z sh można z powodzeniem wykorzystać na dekoracje do domu.
Second handy przydają się jeszcze z jednego powodu. Można tam kupić ubrania w rozmiarze XXXL i za 2-3 złote przemienić je w fantastyczną kreację.
W tkaniny podstawowe, pierwszej potrzeby zaopatruje mnie IKEA. Kupuję tam głównie niebarwioną, naturalną bawełnę (8 zł/ mb) i cienkie bawełny monochromatyczne. Pozostałe materiały są drogie i nie w moim guście. Głównie ich design mnie odstrasza, a ponadto 25 zł za metr bawełny z nadrukiem, to dla mnie kosmiczna kwota.
Adela z bloga ADELA SZYJE pisze o resztkach z Leroy Merlin. Tego źródła jeszcze nie przetestowałam, bo do Leroy’a mam daleko, ale planuję wybrać się tam w najbliższym czasie i sprawdzić „czym to się je” i czy warto odbywać tak dalekie wyprawy.
Nigdy też nie kupowałam materiałów na allegro, ani w sklepach wysyłkowych. Powody są dwa: wysoka cena oraz to, że lubię pomacać zanim kupię – nie kupuję kota w worku.
Jakie są Wasze źródła pozyskiwania tkanin?