Ten jeden jedyny!

Czasem tak jest, że jedno spojrzenie wystarczy. Idziesz, niby nie zwracasz na nic uwagi, ale jak się pojawi na horyzoncie to wiesz, że to ten, ta, to… Potem możesz oglądać dziesiątki tkanin, wzorów, kolorów lecz Twój wzrok cały czas wraca do tego jednego jedynego. To już koniec, przepadłaś z kretesem.

Taki dzień…

Zdarza się, że wychodząc z domu wiem już, że to dobry dzień. Po prostu, intuicyjnie. Strasznie to zabobonne i mam wrażenie, że nikt rozsądny nie wziąłby tego na poważnie, ale ja jestem teraz śmiertelnie poważna. Wszystko dzieje się jak na zawołanie. Wchodzę do sklepu np. tkaninowego, od razu znajduję dokładnie to, czego potrzebowałam, coś krzyczy do mnie z półki „Weź mnie! Weź mnie!” – i wiem, że nie mogę odmówić. Wtedy zazwyczaj jestem zadowolona z zakupów. Kiedy męczę się, wybieram, przebieram i nie mogę się zdecydować, zawsze po powrocie jest coś nie tak – za mało, zbyt rozciągliwe, nie pasuje, źle się szyje, brzydkie itp. itd. Dziś był taki dobry dzień. Niby nie kupiłam nic szczególnie wymyślnego – ot, dzianinę na bluzkę, kilka podszewek, takie tam bzdury – ale właśnie te bzdury po jakie wyruszyłam na polowanie…

Jak prawdziwy zdobywca

Te myśliwskie metafory nie są przypadkowe. Lew, gepard, pantera, czy jakikolwiek inny dziki kot, wie o wiele wcześniej, która gazela znajdzie się dziś w jego szponach. Jest jego jeszcze zanim zerwie się do biegu, od samego patrzenia. W przypadku ciuchowych/tkaninowych zakupów bywa podobnie. Żadna racjonalizacja nie wchodzi tu w grę. Wypatrzone = moje. Miłość czy obsesja (a może jedno i drugie) – jeden impuls sprawia, że spośród dziesiątków podobnych materiałów, wiem który powinien znaleźć się w mojej szafie.

W sidłach szmatoholizmu

Można kupić o jeden kawałek za dużo, dwa ewentualnie… ale pięć metrów? Takie „szczęśliwe” dni, kiedy dokładnie wiem czego chcę i co mi się podoba, przeciwdziałają górom „(nigdy nie) przydasiów” rosnącym w naszych szafach. Pewność siebie i zdecydowanie – oto czego mi, domowej krawcowej, potrzeba. Kiedy wyruszam na zakupy z nastawieniem łowcy, a nie ofiary i wiem, że potem powiem „wszystko, co kupiłam było dobre”, łatwiej powiedzieć „nie” kolejnej szmatce, co do której nie jestem pewna, czy jest „must have” czy tylko „może się kiedyś, ewentualnie, przypadkiem przydać”.

Nic na siłę – to pierwsze i jedyne przykazanie udanych szmatozakupów.
Wierzę w zakupowe przeznaczenie.

669772_13940553-001
Źródło: http://www.freeimages.com/

Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy – Wykroje z odzysku

Dziś notka bez zdjęć, ale w zamian postanowiłam wskrzesić cykl, którego już dawno na blogu nie było – Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy.

Wykroje często spędzają nam, szyjącym sen z powiek. Każda z nas nieraz użerała się z poknoconym wykrojem, każda miała problemy z rozmiarówką, każda zepsuła kiedyś ładny kawał tkaniny. Jeśli nie – pochwalcie się jak to zrobiłyście!

Muszę przyznać, że panicznie boję się używania niesprawdzonych wykrojów: z gazet, stron internetowych lub po prostu „na oko”. Boję się szczególnie Burdy, bo wiele złego słyszałam o jej wykrojach (zwłaszcza w nowszych numerach). Obawiam się, że nie potrafię samodzielnie naprawić wykroju, bo moje doświadczenie w konstruowaniu ubrań jest niewielkie. Każde szycie odzieży jest dla mnie eksperymentem i nader często trafiają mi się niewypały.

Zdarzało mi się ściągać wykroje z papavero  i nabrałam zaufania do tego serwisu. Raz tylko nie wyszło mi ubranie szyte z Papavero, ale samobiczuję się, bo z własnej winy wybrałam zły materiał. Gdy używamy wykrojów z tego serwisu, musimy również mieć choć zielone pojęcie o szyciu, bo przygotowany wykrój trzeba samodzielnie zestawić. …a i samo przygotowanie papierowego wykroju zajmuje sporo czasu.

Ostatnio stosuję najbardziej łopatologiczny sposób pozyskiwania wykrojów, ale nie obywa się bez ofiar. Wymaga on poświęcenia starej/za małej/ zniszczonej rzeczy, w celu przerobienia jej na wykrój. Dużym ułatwieniem jest to, że można dokładnie prześledzić sposób uszycia rzeczy jeszcze przed spruciem/ rozkrojeniem, a rzecz, którą uszyjemy będzie już sprawdzona – przecież nosiłyśmy ją przez wiele lat. Wybrane ubranie można rozkroić lub spruć. Kroić można po głównych szwach, niestety zamki, zaszewki i plisy najlepiej spruć, żeby nie stracić niczego z wykroju. Polecam ten sposób, jest najbezpieczniejszy i zawsze można poświęcić coś, czego nie będzie szkoda. (:

Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy – O tkaninach bez przesady

Wszystkie wiemy, że szycie to finansowa studnia bez dna. Dziś kilka słów o tym, jak nie zbankrutować kupując tkaniny.

Mój pierwszy kontakt z materiałami w ilościach hurtowych nastąpił, gdy dostaliśmy kawałki tkanin pozostałych po okolicznej, upadającej szwalni. Stąd posiadam w domu choćby absolutnie bezużyteczne płachty podgumowanego, fluorescencyjnego, pomarańczowego czegoś. Cóż… Po dziś dzień nie wiem jak to wykorzystać – mogę oddać w dobre ręce.

Telas Cusqueñas

Pierwszym miejscem w jakim kupowałam tkaniny był oczywiście sklep zwany w zamierzchłych czasach bławatnym. Był to sklep dość specyficzny, bo skupujący belki materiałów pozostałe ze zleceń w okolicznych szwalniach. W związku z tym ceny materiałów były rozsądne, a wybór duży. Dziś sklep obejmuje 3 sale po około 30 metrów kwadratowych, szczelnie, od sufitu do podłogi, wypełnione najrozmaitszymi tkaninami od szyfonu po flausze, od firanek po flizeliny. Ceny pozostały całkiem korzystne i kiedy mam na myśli konkretny materiał, zawsze zaglądam właśnie tam. Przykładowe ceny: bawełna (w zależności od grubości) 8 – 14 zł, szyfon – ok. 15 zł, wełna/flausz – 25-40 (w zależności od grubości i składu), sztruks – 10 – 14 zł.

Sarongs

Od stosunkowo niedawna źródłem tkanin stały się dla mnie „szperaczki” (sh), gdzie można kupić…zasłonki. To zaskakujące, czego ludzie używają jako zasłon. Często można tam kupić piękną bawełnę lub szyfon za przysłowiową złotówkę. Tkaniny po 5-9 zł za kilogram, to istny raj dla miłośniczek niskobudżetowego szycia. Materiały z sh można z powodzeniem wykorzystać na dekoracje do domu.

Second handy przydają się jeszcze z jednego powodu. Można tam kupić ubrania w rozmiarze XXXL i za 2-3 złote przemienić je w fantastyczną kreację.

Fabtex 23

W tkaniny podstawowe, pierwszej potrzeby zaopatruje mnie IKEA. Kupuję tam głównie niebarwioną, naturalną bawełnę (8 zł/ mb) i cienkie bawełny monochromatyczne. Pozostałe materiały są drogie i nie w moim guście. Głównie ich design mnie odstrasza, a ponadto 25 zł za metr bawełny z nadrukiem, to dla mnie kosmiczna kwota.

Luxurious Fabric

Adela z bloga ADELA SZYJE pisze o resztkach z Leroy Merlin. Tego źródła jeszcze nie przetestowałam, bo do Leroy’a mam daleko, ale planuję wybrać się tam w najbliższym czasie i sprawdzić „czym to się je” i czy warto odbywać tak dalekie wyprawy.

Nigdy też nie kupowałam materiałów na allegro, ani w sklepach wysyłkowych. Powody są dwa: wysoka cena oraz to, że lubię pomacać zanim kupię – nie kupuję kota w worku.

Jakie są Wasze źródła pozyskiwania tkanin?

Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy – O pasmanteriach z przymrużeniem oka

Polska rękodziełem stoi. Zwłaszcza ostatnio, po sukcesach święconych przez jubilerstwo, papierowe wikliniarstwo, szydełkowanie, modeliniarstwo i decoupage, zauważalny jest wzrost popularności szycia, a polska blogosfera szyciowa rozrasta się w zastraszającym tempie. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne strony o szyciu i dla szyjących, coraz więcej krawcowych wychodzi z ukrycia i pokazuje światu swoje dzieła. To świetna wiadomość! Jednak każde pozytywne zjawisko ma drugą stronę medalu.

Yarn 1

 

Uszyte przedmioty nie pojawiają się w próżni, żadna z Nas nie jest Bogiem, żeby tworzyć z niczego. Ubrania, pluszaki i dekoracje wyłaniają się z chaosu naszywek, guziczków, zamków, wstążeczek, koronek i gumek, które przecież skądś trzeba brać, a skoro jest zapotrzebowanie, to możemy być pewni, że rynek stanie na głowie żeby je zaspokoić. Interes kwitnie. Każdy może mieć pasmanterię, przecież nie każdy właściciel salonu samochodowego musi znać się na mechanice. Większe lub mniejsze, lepiej lub gorzej wyposażone, profesjonalne i amatorskie, są w każdym większym i mniejszym mieście, w różnych ilościach, a my nie możemy bez nich żyć. Każda Kobieta Szyjąca musi od czasu do czasu wybrać się do pasmanterii, każda Kobieta Szyjąca Niskobudżetowo udaje się tam z ciężkim sercem, a wychodzi z lekkim portfelem. Niestety. Spójrzmy prawdzie w oczy, diabeł tkwi w szczegółach, to dodatki pochłaniają najwięcej pieniędzy, wie o tym każdy, kto zapłacił kiedykolwiek 3 złote za guzik (jeden guzik), albo 7 – za kawałek koronki. Czysty wyzysk człowieka przez człowieka, a przecież jesteśmy od nich uzależnione.

Various Color Sewing Threads On White Canvas 1

 

Osobiście (jak to ja) staram się wykorzystywać jeden guzik wielokrotnie, ale po pierwsze – nie do wszystkiego da się zastosować tę metodę, a po wtóre – cóż zrobić, kiedy w naszej głowie powstanie sielski obraz pięknej koronkowej kreacji z wymyślnymi guziczkami, mnóstwem wstążeczek, paciorków i innych absurdalnie drogich, niezwykle luksusowych i absolutnie niezbędnych dekoracji? Wyciągnąć zaskórniaki i pognać do pasmanterii!

Ribbons For Sale

 

Prawdę mówiąc nie mam ulubionego sklepu. W rodzinnym mieście odwiedzam od lat trzy te same pasmanterie, jęcząc i biegając do czasu, aż znajdę element dokładnie taki, jaki sobie wymyśliłam. W Krakowie chodzę do najbliższej, choć ostatnio postanowiłam sobie, że więcej tam nie pójdę, bo nie dość, że drogo i nędznie wyposażona, to jeszcze nie przepadam za panującą tam atmosferą (nie będę robić antyreklamy i daruję sobie szczegóły). Przyznam, że przeżywam pasmanteryjny kryzys. Może Wy podpowiecie mi jakie krakowskie pasmanterie są godne uwagi? Jakie są Wasze ulubione pasmanterie?

Buttons.

Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy – Gdy nożyczki przestają ciąć.

Dziś słów kilka o cięciu, a ściślej rzecz biorąc o nożyczkach.

Pursuing Scissors

Nożyczki do krojenia tkanin muszą być ostre. Tępymi nożyczkami nie da się kroić, bo to męczarnia zarówno dla nas, jak i dla materiałów. Istnieje kilka złotych zasad, które przedłużają życie ostrym nożyczkom, ale nie ma nożyczek, które się nie tępią wcale (nieważne, jak będą drogie i profesjonalne).

Bez względu jednak na to, ile kosztował nasz sprzęt, jest kilka domowych sposobów, które mogą przywrócić go do życia.

Ponoć istnieją ludzie, którzy zajmują się zawodowo ostrzeniem nożyczek, ale – zgodnie z duchem bloga – ja stawiam na DIY.

Scissors

1. Pierwszy sposób wygrzebałam w internecie.
Do ostrzenia może posłużyć gruboziarnisty papier ścierny. Po prostu przecinamy papier tępymi nożyczkami do czasu, aż będą ostre. Potem warto kilka razy przeciąć kartkę papieru, żeby zlikwidować zadziory, które mogły powstać podczas ostrzenia. Do spiłowania zadziorów możemy też posłużyć się cieńszym papierem ściernym.

2. Można również złożyć kilkakrotnie folię aluminiową (tak, by była dosyć gruba) i ciąć ją na cienkie paseczki.

3. Trzeci sposób jest dość prozaiczny i oczywisty. Wykorzystać do ostrzenia można po prostu osełkę (tę samą, której używamy do noży). Ostrzymy je w podobny sposób – pocierając każde z ostrzy osobno, z wyczuciem, raz po jednej, raz po drugiej stronie.

4. Jeśli macie w domu nadwyżki szpilek lub igieł, to słyszałam, że można przecinać je, co daje taki sam efekt, jak w przypadku folii aluminiowej. Ja niestety mam wiecznie deficyty tych przyborów, bo wszelkie zapasy szybko gubię.

5. Ostatni sposób, którego nauczyła mnie mama, jest stosunkowo najbardziej ekonomiczny. Bierzemy butelkę szklaną o dość cienkiej szyjce i piłujemy, aż nożyce staną się ostre. Osobiście najczęściej stosuję ten ostatni sposób i jestem dość zadowolona z efektów.

Scissors Metal

Ostrych nożyczek życzę!

Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy – Nici

…czyli czym szyję i jak się tym szyje.

W najbliższym czasie wpisy pojawiać się będą częściej. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – codzienne. Powód jest prosty – miałam niedosyt szycia przez ostatnie dni i już nie mogę się doczekać aż uszyję wszystko to, co zaplanowałam. Drugi powód jest taki, że trzeba nadrobić wszystkie blogowe zaległości.

Skoro dziś wtorek, to czas na Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy. Z tej okazji postanowiłam Wam przedstawić moje zasoby niciowe, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nazbierało się tego bardzo dużo, trochę odziedziczyłam po mamie, trochę dokupiłam. Niektóre są bezimienna, inne – wręcz przeciwnie, ale oświadczam, że żadna firma mi za spam nie zapłaciła.

Oto jedna z szuflad w moim nitkowym pudełku:

DSC00292

Najczęściej zdarzają się tu nici marki GÜTERMANN. Są hipermocne i moim zdaniem – idealne, ale stosunkowo drogie. Ich ceny zaczynają się od około 6 złotych za 100 metrów nici uniwersalnych, nie za grubych, nie za cienkich, poliestrowych, inne typy (ekstramocne, ozdobne itp.) są odpowiednio droższe. Niby 6 złotych to nie dużo – owszem, ale w moim przypadku często tkaniny są tańsze od nici – kilkukrotnie, dlatego piszę, że Gutermanny są względnie drogie. Świetnie nadają się do szycia na maszynie, są porządnie utkane, nie mają żadnych guzków, maszyna doskonale sobie z nimi radzi. Gorąco polecam, warto je mieć.

Poza Gutermannami często pojawiają się nici Amann z serii saba i rasant. To dobre, szwalnicze nici przemysłowe. Nie wiem czy można kupić je detalicznie, ja posiadam ich spory zapas z nieistniejącego już zakładu szwalnicznego w moim mieście. Nici saba są w 100% poliestrowe, zaś rasant mają poliestrowy rdzeń oraz bawełniany oplot. Łatwiejsze w użyciu są nici saba – poliester to włókno sztuczne, jeśli jest dobrze zrobione, to nie ma żadnych zgrubień i jest trwałe, nadaje się do szycia wszystkich materiałów – bezproblemowe po prostu. Nici bawełniane płatają psikusy, kiepsko zrobionymi nie da się szyć, dobre zdarzają się stosunkowo rzadko i są drogie. Przędza bawełniana ma naturalne nierówności, które mogą nie podobać się wrażliwszym  igłom, maszynom i tkaninom przede wszystkim. Wspomnę też o niciach Ackermann przeznaczonych głównie do haftu. Są podpisane Ackermann, ale podejrzewam, że to po prostu jakaś starsza/nowsza wersja nici Amann. Jakość ta sama, nazwy serii również. Godne polecenia.

DSC00285

Sporadycznie zdarzają się chińskie nici firmy Flying Wheel. Z tego co pamiętam są to nici naprawdę niskobudżetowe – około 1 złoty za jakieś 400 metrów (szpulki nie mają oznaczeń, dlatego podaję orientacyjnie). Nie są to nici bardzo kiepskie, poliestrowe, ładny splot, żywe kolory, ale dość słabe, zdecydowanie lepiej się sprawdzają przy szyciu ręcznym.

DSC00282

Powyższa nić to produkt polskiej firmy Ariadna. Wiadomo z mitologii, że nici Ariadny sprawdzają się całkiem nieźle, z ich pomocą można wyprowadzić herosa z labiryntu, a czy można szyć? Jak najbardziej! Nić na zdjęciu wyżej jest jedwabna. To rarytas w mojej kolekcji. Pierwotnie przeznaczona była do eleganckiego stebnowania, do szwów jest za gruba. Jest dosyć rozciągliwa i mocna, nadaje się do dużych igieł – od 90 wzwyż, mniejsze mogą nie poradzić sobie z nią i zerwać nić (albo gorzej), bo mają za małe dziurki. Nici Ariadna nie są drogie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich jakość. Ostatnio za 200 metrów zapłaciłam 2 złote, a to nie była tania pasmanteria. Do szycia, dla początkujących lub na domowe potrzeby – w sam raz.

Innym polskim producentem, którego nićmi szyję jest Frabryka Nici Amanda. Posiadane przeze mnie sztuki pochodzą z serii Arena, są elastyczne, poliestrowe, posiadają imponującą paletę kolorów. Dostępne są nici różnej grubości, w zależności od tkanin, które zamierzamy szyć. Firma Amanda posiada bardzo przyjazną i czytelną stronę internetową, na której łatwo zidentyfikować posiadane nici i dobrać do nich odpowiednią tkaninę  i igłę. Złożyło się tak, że tymi nićmi szyłam często sukienki i muszę powiedzieć, że jestem zadowolona, tym bardziej, że wykorzystywałam raczej nieprzyjazne materiały – atłas, satynę, szyfon, dzianiny.

Znalazły się u mnie też nici z Forbitexu, seria Trecore. To również nici przemysłowe i nie znalazłam możliwości kupienia ich w polsce stacjonarnie. Okazyjnie pojawiają się na allegro. Są to nici bardzo mocne, mają szeroki wachlarz grubości, przez co nadają się do każdego materiału.

A jaki jest wasz ulubiony producent nici?

Bardzo Subiektywny Poradnik Szyciowy – Porównanie maszyn Privileg 663 i Silver Crest SNM 33 B1

Począwszy od dziś, we wtorki (a zatem co dwa tygodnie, biorąc pod uwagę, że piszę co drugi dzień) będę publikować posty pod szyldem Bardzo Subiektywnego Poradnika Szyciowego.
Dziś dwie maszyny, na których zdarzyło mi się szyć w moim skromnym, krótkim życiu „krawcowej”.

Pierwsza z nich to Privileg 663. Trudno określić datę jej powstania, gdyż do mojego domu rodzinnego trafiła jako maszyna używana i służy nam już kilkanaście lat. Podejrzewam, że tchnęły w nią życie burzliwe lata 70.

Źródło: http://kleinanzeigen.ebay.de

Nigdy nie miała oryginalnego opakowania (o instrukcji obsługi nie wspomnę) i, wraz z mamą, do wszystkiego dochodziłyśmy metodą prób i błędów. Zapewne cała mnogość funkcji zostanie dla nas tajemnicą na zawsze.

Jak pamiętam pierwszym problemem jaki napotkałyśmy było nawlekanie nici górnej. Daleko bardziej skomplikowane niż w Silver Crest, gdzie można to zrobić jedną ręką, z zamkniętymi oczami.

No dobrze, przesadzam, w Privilegu nawleka się bardzo podobnie, jest tylko jeden dodatkowy haczyk, ale pierwszy raz był koszmarnie trudny, tym bardziej, że o instrukcji nie mogło być mowy, podobnie jak o internecie w domu.

Maszyna ta posiada 9 ściegów i czterostopniowy system szycia dziurek. Czymże jest owo 9 ściegów wobec 33 Silver Cresta (których i tak w większości się nie używa). Przyznam, że sporadycznie bawię się ściegami, zazwyczaj oscyluję między ściegiem prostym, a zygzakiem (z braku overlocka), więc nie jestem kompetentną osobą do wypowiadania się na ich temat. Mogę tylko powiedzieć, że są i działają.

Co do dziurek. Bezproblemowo można szyć je bez zmiany stopki (w Silver Creście to niewykonalne, chyba, że ktoś ma nadprzyrodzone zdolności). Przy dziurkach pomaga przełącznik, który możemy zobaczyć na środku, w górnej części maszyny. Napisano tam kolejno L M R, co oznacza Left, Medium, Right i wiadomo…

Nie zaskoczę nikogo, gdy napiszę, że Privileg ma możliwość zmiany długości i szerokości szwu, obie funkcje w skali od 0 do 5.

Można też regulować naprężenie nici, co niejednokrotnie doprowadzało mnie do szewskiej pasji, gdyż maszyna często miała odmienne ode mnie zdanie na ten temat.

Ostatnią kluczową funkcją jest zakańczanie ściegu (szycie do tyłu). Jest umiejscowione w jedynym, słusznym miejscu. Tak.

Nie ma co marzyć o schowku w blacie maszyny. Ponadto, po jakimś czasie (całkiem niedawno) odpadł plastikowy zaczep do mocowania stołu, w związku z czym obecnie blat urywa się bez ostrzeżenia.

Zarówno obudowa, jak i podzespoły maszyny są w całości metalowe (wyjątkiem był ten felerny zaczep), a zatem jest ona bardzo ciężka i trzeba nie lada krzepy, żeby podnieść ją na stół, a potem z niego znieść.

Kolejnym minusem jest to, że maszyna ma unikatowe części. Co prawda obsługuje standardowe igły, szpulki dolne, nawet bębenek, ale jeśli coś się zepsuje, niemożliwym jest dokupienie polskiego zamiennika. Trzeba, za nieprzyzwoite kwoty, sprowadzać brakujące części, albo kombinować samemu. Po kolejnej, horrendalnie drogiej naprawie postanowiliśmy samodzielnie produkować paski (napędzające silnik), przy użyciu własnej inwencji i wszystkiego, co było pod ręką.

Głośność maszyny obrazowo mogę ocenić jako skrzyżowanie młota pneumatycznego ze startującym helikopterem.

Dziś szyję na maszynie Silver Crest SNM 33 B1 z Lidla. Takie modele były w sklepach od 19 września za jedynie 329 zł.

DSC00514

Nie ukrywam, że interesowała mnie maszyna w wersji niskobudżetowej, ale solidna i możliwie niezawodna. Przed zakupem czytałam wiele opinii o nowych Łucznikach, takich do 500 złotych (dziwnym trafem – same złe). Czytałam też o Janome (wówczas cenowo była poza moim zasięgiem). O Singerach (podobnie jak w przypadku Łucznika) i innych. Wreszcie wpadłam na post o maszynie Silver Crest i postanowiłam, że zaryzykuję.

Jak na razie jestem w niej zakochana.

Maszyna jest cichutka i lekka, ale stabilna. Występuje w zestawie z dodatkowymi szpulkami dolnymi, igłami (w tym podwójną), „prujkiem”, oliwką, stabilizatorami do szpulek górnych (dużych i małych), śrubokrętami, miotełką i zestawem zamiennych stopek.

Dla osoby, która w życiu nie zmieniała stopki w maszynie (nie miałam potrzeby, sprawę załatwiał wspomniany system zmiany pozycji igły – LMR), był to ogromny stres. Okazało się, że zmiana stopki jest bajecznie łatwa i przyjemna,  a przy tym znacznie poprawia to jakość szycia. Dla Was to pewnie trywialne, ale zakochałam się w stopkach, jestem teraz prawdziwą stopkową fetyszystką.

Liczba ściegów, którymi dysponuję wzrosła z wspomnianych 9 do 33. Jak mówiłam – nie używam. Może w końcu zacznę…

Nawlekanie wydaje mi się łatwiejsze (o jeden zaczep i jedną dziurkę), może to kwestia wprawy.

Zmiana dolnej szpulki i czyszczenie bębenka – identycznie jak w Privilegu.

Jedynym znacznym minusem jaki dostrzegam w nowej maszynie w porównaniu do poprzedniej jest umieszczenie sprzęgła do zakańczania ściegu na górze maszyny, obok igły. Bez sensu – po przeciwległej stronie było o niebo wygodniej i naturalniej. Zresztą, z tego, co widziałam, w poprzednich modelach Silver Cresta było dobrze. Innymi słowy – zawalili sprawę.

Suma summarum – gorąco polecam maszynę Silver Crest, Privilega 663 również, z tym, że jego raczej trudno dostać obecnie. (:

***

Korzystając z okazji, chciałam ogromnie podziękować Kasi z bloga KIOSC za piękny prezent na początek dnia. Zostałam wylosowana do otrzymania bonu na wykonanie fotoksiążki w konkursie PRINTU i KIOSC. Jest radość! :D

***

Ponadto zostałam wyróżniona przez Szycie Moje Drugie Życie nominacją do nagrody The Versatile Blogger Award.

versitle-blogger

Cóż, pozostaje mi włączyć się do zabawy.
Muszę podać 7 faktów o sobie i nominować kolejne 7 blogów – to jak ustosunkujecie się do nominacji, zależy od was. Osobiście uważam, że to fajny element integrujący blogerski światek.

1. Piję około 5 kaw dziennie, obowiązkowo pół na pół z mlekiem.
2. Jestem uzależniona od kotów – sposób ich istnienia jest przejawem wyższej inteligencji.
3. Lubię grać w gry fantasy (głównie komputerowe i karciane) i ogólnie zabijać orki i czarować.
4. Zawodowo zajmuję się literaturą i świat mną pogardza, jako pasożytem i darmozjadem.
5. Lubię deszcz, śnieg i mróz.
6. Gdybym mogła wybrać, zamieszkałabym w Nowej Zelandii.
7. Lubię fast foody.

A oto moje nominacje:
http://adelaszyje.blogspot.com/
http://vaylebyme.blogspot.com/
http://narzekaczka.uchwycone-chwile.pl/
http://pocztowkizirlandii.wordpress.com/
http://wmoimstyluwmojejszafie.blogspot.com.es/
http://kiosc.wordpress.com/
http://ugoldenbrown.wordpress.com/